Parę lat temu jechałem z kontrahentami z pewnego pięknego miasta, nad pewną piękną rzeką (z uwagi na kontynuację interesów nazwy miasta i rzeki nie podam, ale odwiedzić... Warto). No więc lądujemy przed lokalem wypasioną furą i wszystko na glanc i na parkingu pojawia się do mnie pytanie...
...zaraz wchodzimy do lokalu. Co będzie? Żołądkowa czy Biała? Ponieważ wódek nie pijam często, a jeśli już to właśnie naparstek czegoś ziołowego mówię... Żołądkowa (będzie mi pasować do obiadu w lokalu).
Ku mojemu zaskoczeniu pan Heniek jeszcze w aucie wyciąga z aktówki butelkę żołądkowej i jakieś plastikowe kubki ze schowka... i polewa Żołądkową.
Toast, nasza mala ekipa wypija po lufce (w takich sytuacjach się nie odmawia gospodarzom), chwila żartów i następna lufka. Ekhmmm.... pytam się... a co z tym lokalem?
Spokojnie! Już mykamy!
Mój rozmówca oczywiście zorientował się, że jestem zdziwiony akcją z wódką przed lokalem i mówi.
Panie Remigiuszu! No my tak się, tu u nas, lubimy zaprawić przed lokalem. Wie Pan ile ten N*****cki, właściciel knajpy, życzy sobie za lufkę? A piwo to u niego 10 zł, wyobraża sobie Pan jaki cwaniak? My tu właśnie oszczędziliśmy ze XX zł...
Trochę mnie zgięło, bo w moich stronach takie coś byłoby nie do pomyślenia, ale uśmiecham się, aaa...... jak "sprytnie" po czym idę z moimi oszczędnymi i zaradnymi gospodarzami do lokalu...
Nie chcę być niegrzeczna, ale to wg mnie żadna oszczędność, a jedynie ordynarne buractwo. Rozumiem, że w knajpie można załatwiać interesy, ale chodzi w tym chyba o to, aby sprawy załatwić w miłej, przyjaznej i luźnej atmosferze, a nie po to, żeby się nachlać! To bardzo nieprofesjonalne.
OdpowiedzUsuńwedług mnie to także było nie na miejscu, ale przynajmniej w dwóch regionach Polski to częsta praktyka
Usuńco więcej w jednym z tych rejonów niedawno widziałem nie tyle byznesmenóz zaprawiających się przed lokalem, co ordynarnie wnoszących własną wódkę za pazuchą do lokalu
ci ludzie podjechali pod lokal wypaśnymi terenówkami
i co ty na to?
Co ja na to? Nie chcę się brzydko wyrażać :-) Omijam po prostu taki typ ludzi, nie są mi do niczego w życiu potrzebni. To, że jeżdżą wypaśnymi furami i mają zasobne portfele mnie nie interesuje. Ludzi oceniam po charakterze i zachowaniu, a nie po stanie konta.
Usuńniestety, czasem nie możesz wybierać i przebierać, a klient to po prostu klient - trzeba podejść bezosobowo - zaoferować usługę A i zainkasować kwotę B
Usuńna tym polega biznes
choć właśnie taki typ - ludzie obnoszący się z bogactwem a w rzeczywistości żule i skąpcy - są przyczyną problemów w małym i średnim biznesie
pamiętam takie zagrania z czasów małoletnich i wtedy to miało jakieś ekonomiczne uzasadnienie ale w wykonaniu w/w kontrahentów mocno obciachowe.
OdpowiedzUsuńpamiętam też firmowe wigilie z wnoszoną ukradkiem i pitą w kiblach wódką - bo na imprezie tylko piwo i wino (darmowe i bez limitów) było a wielcy panowie musieli się uwalić wódą...
to właśnie dla mnie jest obciach, w ogóle co za przyjemność nabombać się alkoholem i nie panować nad tym co się dzieje
Usuńzupełnie mi się to z atmosferą biznesu (a przynajmniej biznesu, który prowadzę nie kojarzy)
okazyjnie mogę wypić kieliszek dwa, jakiegoś likieru/balsamu/żoładkówki - nawet czasem lubię - ale nie rozumiem celu upijania się, malo apetyczną bialą wódką, i nie widzę w tym przyjemności