wtorek, 31 lipca 2012

Mówić o biznesie... i nie mówić o biznesie. Jak prawidłowo rozpocząć biznes.

Biznes jest bezwzględny. Biznes nie wybacza słabości. Biznes cię nie przytuli i nie poklepie po ramieniu w chwili kryzysu.

Biznes natomiast szybko doprowadzi Cię do pionu i klepnie w leniwy tyłek...

Ten post to chwila refleksji o tym co mówić, a czego nie mówić o biznesie. Otóż moim zdaniem biznes wymaga odrobiny dyskrecji - pomysły w biznesie są na wagę złota, a złota się ot tak przecież nie rozdaje. Informacja jest kapitałem, informacja jest również czymś, co może nasz pogrążyć, albo wybić na wyżyny sukcesu.

Kiedyś, dawno temu, przedwcześnie zdradzona informacja doprowadziła do falstartu mojego interesu - straciłem przez to pozycję zawodową, straciłem przyjaciół i znajomych a mój za szybko rozgłoszony biznes padł. Falstart.. a nawet niezłe pierdyknięcie głową w mur... Wynikało to z przekonania, że osoby w moim otoczeniu są uczciwe i mają szczere zamiary. Ale naiwne myślenie? Heh...

Niestety... pozwoliłem bowiem moim kolegom z ekipy znajomych, na zbyt duży wpływ na moje plany biznesowe  i udzieliłem im zbyt wielu informacji. Przyjaciele zrobili mnie w konia.



Z drugiej strony moja kariera stricte zawodowa, jej początki, to pochwycenie pomysłu, o którym ktoś dużo rozmawiał, planował, chwalił się, a którego to pomysłu ktoś nie zbyt szybko podjął. Może w chwili, kiedy pierwszym razem niedyskrecja i nadgorliwość spowodowała moją porażkę, w drugim przypadku cudza niedyskrecja i nieprzeciętna opieszałość innej osoby spowodowała mój sukces. Nie wahałem się ani chwili podjąć okazji.

Biznes, nawet mały biznes, jest czasem bezwzględny.

Dlatego, podsumowując, nie jestem zbyt chętny do bardzo szczegółowego dzielenia się z kimkolwiek informacjami biznesowymi i raczej piszę o ogólnych mechanizmach i sytuacjach, które inteligentna osoba będzie umiała wykorzystać na swoją korzyść.

P.S. Jednym z interesów, który mi kiedyś nie wypalił przez wiele czynników, także informacyjnych, była działalność w sferze sportowo-medialnej - tutaj jednakże sprawa padła głównie przez brak kapitału. Resztówki usiłuje hobbystycznie odgrzebać na blogu Siłownia, fitness, sport...

poniedziałek, 30 lipca 2012

Jak napisać CV?

Dzisiejszy krotki post nie będzie uniwersalnym instruktarzem jak napisać CV, ale raczej próbą zauważenia kilku faktów. Może niektórym z was to pomoże?

Dziś odpisywałem blogowemu koledze, który wysłał już kilkaset CV, ale nie dostał ani jednego kontaktu zwrotnego. Zadałem pytanie:

Czy na tych CV dodałeś adres zwrotny, kontaktowy, mail czy nr tel.?

Uwierzcie lub nie, ale ja widywałem CV inteligentów bez zwrotnych danych kontaktowych, albo z głupimi błędami, których rodzina, znajomi i życzliwi nie zauważyli zachwycając się nad starannie wysmażonym CV kandydata.

Trzeba także dobierać wpisy w CV według ważności miejsca - np. do prowincjonalnej gazety/firmy/instytucji trzeba czasem nieźle obciąć doświadczenie, wykształcenie i CV - aby nikt lokalny nie bał się, że będziesz chciał go wygryźć. Oczywiście ta porada dotyczy kandydatów, którzy "spadli z wysokiego konia".



Kolejna zasada to rozmowa i osobisty kontakt: CV się lepiej wysyła, czy podaje raczej już po rozmowie osobistej z dyrektorem czy inna szychą, a przynajmniej miłej pogawędce z panią Danka z sekretariatu. W Polsce to działa najlepiej.

Konkursy CV są urządzane bo tak trzeba, a stanowisko dostaje o ile nie ktoś z kręgu rodziny i znajomych, to na przykład młody kolega, którego dyrektor poznał na tenisie albo siłowni. Hmmm, sam zatrudniłem osoby które poznałem na siłowni - jedną dorywczo, drugą na stałe. CV było tylko wysłane dla formalności - "przekazania danych" i wglądu, ale decyzja w zasadzie już była podjęta.

A jeśli wkurza cię wysyłanie CV i wieczne czekanie na odpowiedź - daj temu spokój i załóż własna firmę - to pouczające doświadczenie.



Mój blogowy kolega wyznał także, że maile do pracodawców wysyła. Odpowiadam następująco:

Generalnie to jest wielki problem, dla Pani Sekretarki wydrukować CV przesłane mailem i podać dalej - no bo np. akurat paznokcie schną po lakierowaniu, albo Sylwia z produkcji przyszła akurat z katalogiem Avon. (Niech się Panie czytające ten post nie obruszą, ja oczywiście lubię zadbane pazurki i zadbane Panie Sekretarki, więc nie potępiam tego. Ot, samo życie!)

Jeśli dana firma rzeczywiście ogłasza nabór - i wysłać mailem trzeba, a potem szybko także Pocztą Polską - co by Pani Sekretarce żywot ułatwić.

Od Pani Sekretarki w firmie duuuużo zależy, więc nawet osobiście złożyć papiery i zakomplementować ją nie zaszkodzi.

Skąd wiem? Ha, z pierwszej ręki :)

Czy warto chodzić na siłownię?

Dzisiejszy post nie będzie garścią sportowych motywacyjnych sloganów, ale czysto biznesowym spojrzeniem na tematykę siłowni.

Tak, chodzę na siłownię, jasne. Wybrana siłownia nie jest jednak przypadkowym lokalem, ale w miarę kulturalnym klubem, gdzie przychodzą ludzie z firm (często właściciele innych firm), którzy chcą się rozruszać po godzinach w przyzwoitych warunkach.

Na siłowni ćwiczę, nie obijam się - ale także nie jestem samotnikiem siedzącym w kapturze, ze słuchawkami na uszach, gibającym się na ławce między seriami - o nie!



Na dobrej siłowni także się rozmawia, nawiązuje kontakty, mnóstwo kontaktów, robi interesy, poleca swój biznes. Oczywiście wszystko długotrwale, powoli, naturalnie - nie wolno uprawiać nachalnej akwizycji!

Sam nawiązałem już kilka kontaktów, zdobyłem mnóstwo informacji na różne tematy, a także zrobiłem kilka dobrych interesów - właśnie na siłowni, oczywiście wszystko na przestrzeni ok. 10 miesięcy - spokojnie, naturalnie, bez jakiejkolwiek nachalności (ludzie nie lubią "akwizycji").

Na przykład: Rozmawiam ze znajomym (treningowym znajomym) co jakiś czas już w sumie kilka miesięcy i czasem dopiero pojawia się pytanie - Jak dzisiaj w pracy... bo u mnie ciężko? A co robisz? No wiesz mam własną firmę w centrum i.... A za tydzień od rozmowy ubijam interes, z którego obie strony są zadowolone.

P.S. Zainteresowanych siłownią zapraszam na blog Siłownia, fitness, sport...

niedziela, 29 lipca 2012

Krotko o blogu...

Ten blog ma być dla mnie odskocznią od firmowej rzeczywistości i odreagowaniem, a dla was przy okazji ciekawym źródłem informacji jak to w życiu przedsiębiorcy bywa. Naturalnie na spostrzeżenia (czasem szczere i gorzkie) ze świata małego biznesu też możecie liczyć :)

sobota, 28 lipca 2012

Oferty pracy Poznań? ...czyli mój start.

Już gdzieś pisałem o swoich zawodowych początkach na blogu głównym, dobrych parę lat temu (naprawdę dobrych parę...) przeglądałem oferty pracy w Poznaniu i cierpliwie wysyłałem swoje CV z różnym skutkiem. Wiem jakie to może być frustrujące.

W czasie różnych perypetii zawodowych i na etapie znajdowania swojego miejsca w tej sferze co jakiś czas trafiałem na biznesowo-karierowe problemy i wiem co to jest stres, frustracja i poczucie bezsilności.

W tych momentach przypominałem sobie te kilka słów, które wypowiedział jeden ze starych wyjadaczy - praktyków biznesowych na jednym z wielu szkoleń i spotkań na które chodziłem.

Te słowa to: Nie szukaj pracy - szukaj klientów.

Mój post o CV to nie ironia, choć to mogło tak zabrzmieć. Obecnie rzeczywiście prowadzę małą (choć to kwestia względna) firmę, i to naprawdę polecam osobom sfrustrowanym bezskutecznym i nieustannym wysyłaniem CV.

Co wam szkodzi spróbować? Brak kapitału? Hmmm... to jest problem, ale jest szereg interesów, gdzie kapitał nie jest kluczowy i które może rozpocząć nawet student na stancji.

Ale własny biznes, początek... to prawdziwa walka. 95% tych waszych genialnych biznesów statystycznie nie ma najmniejszych szans przetrwania. Przykro mi, taka jest prawda - ale na blogach piszę prawdę, a nie motywacyjny "lukier".

czwartek, 26 lipca 2012

Optymalizacja reklamy na blogu.

Jak wielu z osób blogujących mam na blogach reklamy. Co jakiś czas optymalizuję reklamy w celu lepszej skuteczności. Oczywiście traktuję to raczej w kategoriach pouczającej gry komputerowej, niż jako źródło zarobku, nie wierzę bowiem w "zarabianie na blogach" co wyznaje od dawna.

Suma moich wszystkich wpłaconych zarobków z reklam klikalnych z głównego bloga http://racjonalne-oszczedzanie.blogspot.com/ wynosi 46 zł od czego będę musiał jeszcze odprowadzić podatek. Bloguję od ponad półtora roku, mam łącznie ok 350 tysięcy odsłon i kilkaset wpisów.

W kategoriach "zarabiania" w necie jest to kpina. Można to zaakceptować jedynie przy założeniu, że bloguje sobie dla rozrywki i odskoczni od rutyny.

Sieć CpmProfit, dzięki której "zarobiłem" te parę złotych - zawiesiła działalność, więc zabrałem się za optymalizację pozostałych reklam.

Reklamy Google na blogu głównym mogą być tylko tekstowe. Reklamy graficzne zawalały dużo miejsca, wprowadzały chaos graficzny, a ja jestem minimalistą, który lubi odrobinę ładu.


Ładna i zgrabna... reklama... w sam raz...

Zamiast tego wprowadziłem ładne i zgrabne, jak na mój gust reklamy AdTaily. Obecnie tylko dwa boksy, w przyszłości może trzy. Ustawiłem cenę reklam na 49 groszy za dzień, czyli ok 560 odsłon realnych. Daje to mniej niż 1 grosz za ponad 10 odsłon. Wydaje mi się to atrakcyjne dla potencjalnego reklamodawcy, biorąc pod uwagę atrakcyjną lokalizację reklam.

Oczywiście zapraszam do zareklamowania się u mnie :)

Z blogiem "Założenie firmy" z chęcią przyjmę barter.

niedziela, 22 lipca 2012

Reklama za darmo?

Doceniam klientów/czytelników komercyjnych, którzy pragnąc zareklamować swoje usługi dogadują się ze mną przez e-mail, oferując coś w zamian, lub wykupują sobie reklamę AdTaily (na blogu głównym http://racjonalne-oszczedzanie.blogspot.com/). Cena to kolkadziesiąt groszy dziennie.

Dziękuję wam za to drobne, ale sympatyczne wsparcie.

Blog http://racjonalne-oszczedzanie.blogspot.com/ jest niekomercyjny, przynosi zyski z reklam na poziomie mocno symbolicznym, tym niemniej nie rozumiem i nie będę tolerował użytkowników typowo firmowych/komercyjnych wpychających się wszędzie (na moje blogi pomocnicze jak Założenie Firmy, też) ze swoimi linkami i reklamami, próbując zrobić sobie reklamę za friko myśląc, że tego nie zauważę. Ludzie, którzy to robicie, spoważniejcie wreszcie, dorośnijcie! Jak nie umiecie wydać kilkudziesięciu groszy dziennie, to jak chcecie wielkie biznesy robić?

Za darmo można sobie jedynie pomarzyć :)

Wyjaśniam, że nie mam nic przeciwko autorom innych blogów podrzucających swoje linki do mnie - oczywiście wszystko z umiarem. Zasada wzajemności mile widziana.

Mowa tu głównie o tych, którzy prowadzą swoje interesy w necie, sprzedają produkty i usługi, pozycjonują firmowe strony. Czy nie wygodniej współpracować ze sobą, zamiast robić głupie podchody i "sprytne" linkowania? Chętnych do współpracy zapraszam: rwks(małpa)tlen.pl

piątek, 6 lipca 2012

Własna firma - przegrywasz i wygrywasz. Perfekcjonizm.

Perfekcjonistom trudno prowadzić własną firmę. Ja w części jestem perfekcjonistą nastawionym na zwyciężanie i stąd nie jest, czy też może nie było łatwo zajmować się swoim biznesem. Oczywistym jest, że musiałem i nadal muszę budować sobie pewien konstrukt psychologiczny, który umożliwia mi osiąganie sukcesu. (t.j. co jakiś czas przypominać sobie prawidła rządzące tą sferą aktywności.)

Prowadzenie firmy różni się od teoretycznego zadania, które dostajemy do wykonania w szkole t.j. dostajemy równanie, rozwiązujemy je dobrze, dostajemy dobrą ocenę i zaliczenie ćwiczeń na studiach. Jest satysfakcja.

Prowadzenie firmy różni się od pracy na etat w stabilnych warunkach. Na etacie nie jest idealnie, są dymy, pioruny i grzmoty, ale znajomy pracujący na dość stabilnym stanowisku może spodziewać się, że za włożony trud zawsze dostanie zapłatę.



Prowadzenie firmy to raczej walka, albo specyficznie pojęta gra. Nawet wkładając w prowadzenie firmy dużo energii, należytą staranność i starając się dopilnować wszystkiego na 100% zdarza się, że przegrywasz.

Firma to także ponoszenie strat, bo własna firma to zawsze jakieś tam ryzyko. Po latach w biznesie rzekłbym, że straty w firmie są nieuniknione. Czasem straty dość głupie, wynikające z czynnika ludzkiego, naszej pomyłki - czasem oczywiście wynikające z czynnika zewnętrznego.

Prowadząc własną firmę należy nauczyć się przegrywać, akceptować straty i przejść nad nimi do konstruktywnego działania - t.j. wyciągnięcia wniosków i zwycięstwa. :-)

poniedziałek, 2 lipca 2012

Gwarancja na firmę - tylko 12 miesięcy

Niedawno kupowałem dość dużo nowego sprzętu, o ile śledziliście mój blog główny wiecie o moich perypetiach, i przy zakupie (i reklamacjach) okazało się, że zupełnie inne przepisy obowiązują mnie jako klienta firmowego, a zupełnie inne jako prywatnego.


Przy kupnie spodni nie masz problemu.
Przy kupnie np. laptopa dla firmy zaczynają się schody!


Jako klient firmowy nie moglem skorzystać z formalnej pomocy Powiatowego Rzecznika Konsumenta i bezpłatnie przekazać moją sprawę reklamacyjną do Starostwa. Dzięki uprzejmości Pani Rzecznik otrzymałem kilka porad, które umożliwiły mi wygranie sporu, ale bez jakiegokolwiek formalnego wsparcia, dot przejęcia sprawy.

Okazuje się także, że na skutek zmiany prawa wszelkie sprzęty kupione na firmę, nawet na osobę fizyczną prowadzącą działalność mają jedynie 12 miesięcy gwarancji, w szczególnym przypadku możesz w ogóle stracić gwarancję. Problemem jest, że sprzedawcy często o tym nie informują, a dopiero po fakcie okazuje się o co chodzi.

Tak więc jeśli kupujemy sprzęt, którego zepsucie się jest dość prawdopodobne, musimy skorzystać z dodatkowych ubezpieczeń, albo brać go jako osoba prywatna - tyle, że wtedy nie odzyskamy podatku.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...